Autor: Nicholas Richardson, kancelaria Richardson & Wspólnicy (więcej)
Zobacz część 2
Słowa są jedynie symbolami stosunków między rzeczami względem innych rzeczy i nas samych; nijak mają się do prawdy absolutnej. Takich (bądź podobnych – przyp. red.) słów użył kiedyś Friedrich Nietzsche, a przypomniały mi je wydarzenia ostatniego tygodnia wskutek właśnie wprowadzonej przez polskie władze nowelizacji ustawy IPN, zwanej też ,,ustawą przeciwko szkalowaniu Polski’, a która spotkała się z zagraniczną krytyką ze strony Stanów Zjednoczonych, Izraela i Ukrainy.
Nowelizacja ustawy, która została podpisana przez prezydenta Dudę we wtorek, przewiduje karę więzienia dla każdego, kto oskarżyłby Polskę o udział w zbrodniach popełnionych przez nazistowskie Niemcy podczas drugiej wojny światowej, lub innych zbrodniach wojennych bądź zbrodniach przeciwko pokojowi i ludzkości. Co ciekawe, m.in. przez wzgląd na ciagnącą się od dłuższego czasu sagę pod tytułem ,,Spór o Trybunał Konstytucyjny’’, prezydent oświadczył, że skieruje ustawę do tegoż właśnie organu celem ustalenia czy jest ona zgodna z Konstytucją RP.
Abstrahując od powyższego, reakcje zza granicy nie są pochlebne. Amerykański sekretarz stanu, Rex Tillerson powiedział, że ,,Stany Zjednoczone są zawiedzione’’ podpisaniem nowej ustawy przez prezydenta. Wcześniej, departament stanu wyraził obawę co do skutków, jakie jej wprowadzenie może mieć ,,dla strategicznych interesów Polski oraz jej relacji zagranicznych’’, w tym ze Stanami Zjednoczonymi oraz Izraelem. Departament oświadczył wówczas, że ,,zachęcałby Polskę do reewaluacji ustawodastwa w świetle jego potencjalnego wpływu na zasadę wolności słowa oraz naszą zdolność do utrzymania partnerskich relacji.’’ Natomiast już po podpisaniu nowelizacji ustawy, departament oświadczył, że ,,wprowadzenie w życie tego prawa niekorzystnie wpływa na wolność słowa oraz myśli akademickiej’’. Nowe przepisy zastrzegają, że przestępstwo nie ma miejsca, jeśli osoba dopuszcza się zakazanej czynności ,,w ramach artystycznej bądź naukowej działalności’’.
Z polskiej perspektywy, prawo to jest widziane jako sposób walki z użyciem określenia ,,polskie obozy koncentracyjne’’, które zdaniem wielu jest równoznaczne z udziałem Polski w nazistowskim programie masowej zagłady. Polska, co zrozumiałe, stara sią walczyć z używaniem tego określenia, a które to często pojawia się w zagranicznych mediach w odniesieniu do obozów koncentracyjnych prowadzonych przez nazistów na obszarze okupowanej Polski podczas drugiej wojny światowej.
Każdy, kto ma choć ksztynę inteligencji nie może mieć wątpliwości, że masowa eksterminacja ludności, która miała miejsce w obozach koncentracyjnych na skalę przemysłową była wyłącznie zbrodnią dokonaną przez nazistów. Ci jednak, którzy używają wyżej wymienionego określenia są jednak, zazwyczaj, winni pospolitego niedbalstwa, aniżeli chęci zaprzeczania historycznej prawdy, bądź też przypisywania Polsce kłamliwej opinii. Wiąże się to głównie ze specyfiką języka angielskiego, a w szczególności jego kolokwialnego użycia, w którym przymiotnik polski, francuski, czy inne może zostać użyty z zamiarem odniesienia się do np. geograficznego położenia, albo do wielu innych rzeczy.
Oczywiście, nic nie usprawiedliwia braku precyzji i wykonano wiele pracy celem zwrócenia uwagii dziennikarzy na świecie, by byli bardziej uważni w tej kwestii. To czy nowe prawo jest rzeczywiście skutecznym środkiem kontynuowania tych wysiłków jest sprawą dyskusyjną. Rząd usilnie twierdzi, że używanie tego typu określeń wypacza historię, a w szczególności niesie ze sobą ryzyko odbiegnięcia od faktów, takich jak brak kolaboracji Polski z nazistami w odróżnieniu od innych europejskich krajów przez nich okupowanych oraz bardzo ryzykowny wysiłek wielu Polaków poczyniony dla ratowania Żydów, którzy sami również nierzadko ginęli w obozach zagłady.
Dla niektórych komentatorów, zwłaszcza w Izraelu, istnieją jednak powody do obaw, by nowe prawo nie było wykorzystywane w celu karania każdej osoby, która zechciałaby skrytykować postawę kogokolwiek w czasie Holokaustu (choć nie jest to zawarte w nowych przepisach). Ambasador Izraela w Polsce, Anna Azari, powiedziała, ze ustawa jest ,,postrzegana jako stworzenie możliwości karania ofiar holokaustu za ich wspomnienia’’.
Na Ukrainie z kolei nowe prawo zostało we wtorek potępione w parlamencie, ponieważ dopuszcza ono mozliwość wszczęcia postępowania karnego przeciwko osobom, które zaprzeczają dopuszczenia się zbrodni przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925-1950, w tym masakry na Wołyniu podczas drugiej wojny światowej. Zdaniem ukraińskiego parlamentu, nowe przepisy zawierają ,,zniekształcone pojęcie’’ ukraińskiego nacjonalizmu i grozi wzmocnieniem anty-ukraińskich postaw w Polsce. Parlament przyjął oficjalne pismo, które zostało wystosowane do prezydenta Dudy oraz polskiego parlamentu, w którym kierują prośbę ,,o przywrócenie zrównoważonych relacji’’ między Ukrainą, a Polską.
Nie ma wątpliwości, że Polska w żadnej mierze nie była odpowiedzialna za masową eskterminację ludności prowadzoną przez nazistów podczas drugiej wojny światowej. Jak powiedział w niedzielę polskiemu ministrowi SZ Jackowi Czaputowiczowi niemiecki minister spraw zagranicznych, Sigmar Gabriel, całkowita odpowiedzialność była po stronie Niemiec. Jak najbardziej, należy nadal wymagać od mediów na całym świecie, by stosowały wlasciwą terminologię. Niemniej jednak historię najlepiej jest omawiać w duchu atmosfery akademickiej, z umysłem otwartym na debatę. Uciekanie się do stosowania odpowiedzialności karnej w tej kwestii może bardzo łatwo przynieść rezultat odwrotny od zamierzonego. Prawda jest niezmienna i nie potrzeba ani wymierzania kar, ani psucia międzynarodowych relacji po to, by jej bronić.
Więcej artykułów Richarda znajdą Państwo na jego blogu ,,The Polished lawyer”.